top of page

Jak wygląda życie poza stolicą - Sumgait cz. 1

Zaktualizowano: 2 maj 2022

Tym razem przyszło mi żyć nie w Baku, lecz obok, w jednym z wielu miast położonych na Półwyspie Apszerońskim. Założony w 1951 roku, Sumgait był kiedyś jednym z najniebezpieczniejszych miast ZSRR, słynął z zakładów chemicznych i krótszej o kilka lat niż statystyczna długości życia mieszkańców, a także wysokiego poziomu przestępczości. Obecnie trujących zakładów już nie ma, budowane są nowe bloki, a w mieście, którego symbolem jest gołąb, żyje coraz więcej młodzieży. Ten wpis to nie tylko opis Sumgaitu jako miasta - został on przepleciony wątkami z życia codziennego i zdjęciami z różnych części miasta.


Zachód słońca i panorama wieczornego Sumgaitu widziane z plaży


Jak dojechać do Sumgaitu?


To podstawowe pytanie, które należy zadać. Ze względu na pandemię transport publiczny działa jedynie w dni powszednie - w tygodniu więc dojedziemy pociągiem ze stacji znajdującej się koło metra 28 Maja (28 May, linie zielona i czerwona) bądź autobusem ze stacji fioletowej linii metra Dworzec Autobusowy (Avtovağzal).

W weekendy pozostaje nam opcja taksówki bądź dojazd z kimś, kto jedzie do Sumgaitu. W tym celu należy dostać się do stacji 20 Stycznia (20 Yanvar, linia zielona) i udać się pod pawilony.



Tam już przy wyjściu znajdziemy mnóstwo kierowców, którzy wykrzykują nazwy miast, do których się udają. Jest to wariant dla osób nieśmiałych i droższy (2 manaty), ale za to dojedziemy pod wskazane przez nas miejsce. Wariant tańszy to pójście dalej i szukanie samochodów, które migają światłami. Można też pokazać znaki: palcem wskazującym wzdłuż drogi i oznacza to jazdę przez Ceyranbatan (wym. Dżejranbatan) bądź tym samym palcem pomachać w okolicach klatki piersiowej góra-dół. Za taką przejażdżkę zapłacimy jednego manata, ale kierowca nie dowiezie nas pod dom.


Dworzec kolejowy w Sumgaicie, widok oczekujący pasażerów wracających z Baku około godziny 20


Jeśli warunki atmosferyczne są słabe, cena może się podnieść nawet do 5 manatów. Dzieje się tak w przypadku silnych opadów oraz śniegu, aczkolwiek śnieg to w Azerbejdżanie rzadkość.


Zakupy


Można je robić całkowicie w marketach, którym obce jest pojęcie niehandlowej niedzieli, ba, są one czynne całodobowo; możemy też spróbować owoców i warzyw od ulicznych sprzedawców, którzy przywożą je z upraw własnych - warto, są świeższe, smaczniejsze i tańsze. Ceny zachodnich towarów (np. słodycze z Polski czy Niemiec) osiągają niebotyczną wysokość - przebitka wynosi co najmniej 300% ceny krajowej, dlatego warto poszukać lokalnych odpowiedników. Są też towary zachodnich firm produkowane na azerbejdżański rynek i ich ceny są już porównywalne z polskimi czy "podróbki" w stylu tureckiego odpowiednika Nutelli, który pod względem smaku nie ustępuje oryginałowi, za to ceną owszem.



W sklepach znajdziemy wiele produktów, których próżno szukać w Polsce, chociażby gęsty jogurt do samodzielnego przygotowania ajranu, płaski chleb wypiekany na miejscu, szeroki wybór lemoniad azerbejdżańskich i gruzińskich w przedziale 2-4 zł za sztukę (4 złote kosztuje 1.5 litra gruzińskiej Natakhtari), mix przypraw do szaszłyka czy kompoty o różnych smakach w szklanych butelkach z pływającymi w środku owocami. Moim osobistym "hitem" jest lemoniada o smaku śmietany; ciekawe, czy da się to wypić...



Na zdjęciu gruzińska lemoniada, ale w sklepach znajdziemy też produkcję rodzimą. Może kiedyś się odważę. Źródło: https://tr.pinterest.com/gunaykaraagac/yay-i%C3%A7kil%C9%99risummer-drinks/


Mięso w sklepach nie wygląda zachęcająco, dlatego najlepiej jest pójść albo na bazar, albo do sklepu rzeźnickiego, lecz uwaga - kawałki mięsa czy nawet całe krowy wiszą w nich zamontowane na specjalnych hakach. W sklepie mięsnym dostaniemy bez problemu podzielone i zmielone, a przede wszystkim świeże mięso. Ze znalezieniem wieprzowiny może być problem - w sklepach jej raczej nie sprzedają, szukać szczęścia (albo schabu) możemy jedynie na bazarze. Wynika to z dwóch względów: religijnych (muzułmanom nie wolno spożywać wieprzowiny, więc mało kto hoduje świnie na ubój) oraz higienicznych (wieprzowina to najbardziej zanieczyszczony rodzaj mięsa i szybko ulega zepsuciu). Także kiełbasy nie wywołały we mnie zachwytu - co Polska, to Polska... Żeby nie zostać wegetarianką mimo woli, wybrałam wariant "dla leniwych" i mięso spożywam w kebabach i donerach - polecam, nie strujecie się, mówi to osoba z wrażliwym żołądkiem.


Kultura na drodze


A raczej jej brak. Przez ulicę można przejść wszędzie, na pasach pieszy nie ma pierwszeństwa przed samochodem, a najbezpieczniej jest przechodzić przed radiowozem, nawet jeśli (zwłaszcza jeśli) nie są to pasy. Kierowca może was jeszcze otrąbić, że przechodzicie przez pasy i nie chcieliście mu ustąpić. Trzeba uważać na autobusy i karetki - te drugie w przeciwieństwie do Polski włączają sygnał tylko gdy chcą przejechać przez skrzyżowanie.


Jedna z głównych arterii Sumgaitu


Jazda zygzakiem to nie oznaka pijanego kierowcy, lecz "bujania się" najczęściej pamiętającym Gorbaczowa autem. Gdy na sąsiednich pasach nic nie jedzie - czemu nie, można i tak. Choć z perspektywy pieszego takie manewry wyglądają niepokojąco, nie ma się czego obawiać, gdyż po paru zygzakach kierowca wraca do normalnej, jak na miejscowe warunki, jazdy. Plusem jest nieprzekraczanie dozwolonej prędkości - wszędzie są radary.


Mieszkania i zabudowa


Sumgait to miasto kontrastów, przypominające biedniejszą wersję peryferii Warszawy. Koło nowych, niezamieszkałych bloków stoją tzw. starostrojki z czasów komunizmu, do których przytwierdzone są potworki architektoniczne w postaci zabudowanych balkonów. Między blokami wisi pranie, jakby miejscowi nie znali pojęcia przenośnej suszarki, a balkony te służą nie wywieszaniu prania, a powiększeniu przestrzeni mieszkalnej - można w nich spotkać kuchnię, garderobę, graciarnie czy pokój dla dzieci. Bloki mają 4 bądź 9 pięter (mowa o tych starszych), a ponieważ poziomy liczy się na zasadzie parteru jako I piętro - odpowiednio 5 i 10 kondygnacji odpowiada 5 i 10 piętrom.


Nowostrojki koło bulwaru


Starostrojki i widoczne zabudowane balkony


Do windy strach wejść - są metalowe i klaustrofobiczne. Nie ma ogrodzonych posesji, nawet na teren nowych można swobodnie wejść (wjechać się już nie da - są szlabany), a domofon w starej zabudowie to abstrakcja, czasem nie ma nawet drzwi wejściowych na klatkę. Klatki nie są remontowane, chyba że właściciel mieszkania odnowi we własnym zakresie okolice drzwi wejściowych. Skąd to się bierze? W przeciwieństwie do Polski, nie ma tu opłat na fundusz remontowy, czynsz składa się z opłat bieżących - gaz, woda i prąd. Z jednej strony mamy brzydkie klatki, z drugiej nie zapłacimy 500 zł czynszu. Patrząc na zarobki, których średnia wynosi tu około 1300 zł, wyegzekwowanie takiej kwoty byłoby niemożliwością.


Za to bulwar zachęca do długich spacerów.


Na przedmieściach są domy. Azerbejdżanie bardzo strzegą swojej prywatności i ogrodzenie w postaci muru o wysokości 2,5 metra, którego częścią czasem bywa ściana domu, to nic nadzwyczajnego. Działki są małe, o ile 1000 m2 w Polsce można uznać za średniej wielkości posesję, jeśli nie małą, o tyle tutaj jest to zbędna rozpusta. Chyba, że zamierzamy postawić dwupiętrową willę, wtedy powyższy metraż jest odpowiedni. Ogrodzenia typu europejskiego to rzadkość - dopatrzyłam się betonowych przęseł, ale na przykład drewnianych sztachet czy metalowej siatki już nie. Ważnym elementem jest brama wjazdowa - im misterniej zdobiona, tym zamożniejszy właściciel posesji. Zwykłe są wykonane z drewna bądź metalu i pomalowane na jeden kolor.



Zabudowa widziana z okien pociągu w Novxanı


Koniec części pierwszej


 
 
 

Comments


Post: Blog2 Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

©2020 by Maria Jagodzińska. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page