top of page

Baku - relacja ze zwiedzania

Zaktualizowano: 2 maj 2022

Po dwóch latach od pierwszej podróży do Azerbejdżanu przyszedł czas, by ponownie odwiedzić ten przepiękny kraj. Z międzylądowaniem w Tbilisi udało mi się samodzielnie bez problemów dotrzeć do Baku, by móc spędzić tu prawie miesiąc. Dziś opowiem Wam o swoich wrażeniach ze spaceru po mieście wiatru, a żeby lepiej pokazać stolicę Azerbejdżanu, postanowiłam dodać dużo zdjęć - wszystkie są mojego autorstwa. Zapraszam!


Widok na wybrzeże Baku


Dworzec kolejowy 28 Maja to początek mojego zwiedzania. Tutaj mogę się przesiąść do metra, ale po co, skoro ominie mnie w ten sposób wiele ładnych widoków i miejsc, dlatego dzisiejszą wycieczkę kontynuuję na pieszo. Skręcam w lewo i idę prosto, prosto, prosto aż moim oczom nie ukaże się Morze Kaspijskie. Nauczona w Sumgaicie, już miałam zamiar przejść przez trzypasmówkę, lecz moje plany pokrzyżowało przejście podziemne. Uff, chociaż tutaj pieszy może odetchnąć - nawet na pasach pierwszeństwo mają samochody, a ulice przechodzi się tu, gdzie się chce, tylko trzeba patrzeć, czy nic nie jedzie. Dotarłam do bulwaru, na lewo buduje się od kilku lat hotel, na prawo widzę centrum handlowe Deniz Mall, które kształtem przypomina rozwinięty kwiat bodajże lotosu.




Droga do bulwaru - szerokie ulice, kamienice w europejskim stylu


Budujący się od ładnych paru lat Crescent Hotel, ma stać się jednym z wielu symboli nowoczesnej myśli architektonicznej Baku

Na prawo widać wieżę telewizyjną oraz słynne Flame Towers. Bulwar jest zielony i zadbany - widziałam wielu panów podlewających drzewa i trawę.


Zanim jednak dojdę do centrum handlowego by coś zjeść, idę wzdłuż brzegu morza (jeziora). Bulwar nie jest pusty - mijam zgrupowanie kaktusów, palmy (prawdziwe, nie tak jak na rondzie de Gaulle`a w Warszawie) oraz tak zwaną Małą Wenecję, czyli mini-kanały z wodą koloru zniechęcającego do picia. W Deniz Mall klimatyzacja działa na całego i niezbyt chce się wychodzić na upalne bakińskie południe, ale nie mogę w tym miejscu zakończyć swojej podróży i po prostu wrócić. Zresztą, pierwszy pociąg jest dopiero o 14:50, a obecnie zegar wskazuje 11:10.


Poniżej i powyżej: zgrupowania roślinne na bulwarze





Mała Wenecja

Jedna z wielu miejskich fontann


Dağüstü Park, po angielsku Highland Park to nie tylko świetny punt widokowy, lecz miejsce pochówku ofiar zarówno I wojny karabachskiej, jak i radzieckiej interwencji wojskowej zwanej tu Czarnym Styczniem. Za mogiłami płonie wieczny ogień. Dzisiaj daruję sobie przybliżanie smutnych kart historii, zwłaszcza że o Karabachu już pisałam, a o Czarnym Styczniu napiszę, gdy będzie bliżej rocznicy. Poniżej: tona zdjęć z Dağüstü Park.






Mogiły poległych podczas interwencji radzieckiej z 1990 roku, w tle wieczny ogień

Wieczny ogień z bliska

Meczet, na prawo od niego przeszklone wyjście z kolejki a la Gubałówka


Wracając do walorów estetycznych miejsca i sposobu dostania się na górę, można zrobić to dwojako: kolejką taką jak na Gubałówkę bądź pieszo, schodami. Ponieważ postanowiłam sobie "być fit", co oznacza w moim przypadku minimum ruchu pieszego, wybrałam drugą opcję i bynajmniej jest to wejście na siódme piętro mojego bloku. Nie liczyłam schodów, aczkolwiek potrzebowałam dziesięciu przystanków po drodze. Zapewne moje wejście wyglądało groteskowo - w chuście na głowie pełnej włosów pofarbowanych rudą henną, z winogronową lemoniadą pod pachą i przyspieszonym oddechem - dobrze, że nie było dużo ludzi wokoło. Absolutnie nie żałuję włożonego wysiłku, wynagrodził mi to po stokroć widok.


Schody, schody, schody....


Ponieważ mój pociąg miał odjechać za półtorej godziny, a ja byłam dosłownie i w przenośni w lesie (parku), nadeszła pora wracać. Zejść postanowiłam inną drogą - wzdłuż Alei Poległych wprost pod same Flame Towers. Było już dosłownie z górki - szłam mniej więcej w kierunku dworca po tyłach starego miasta, wyszłam na deptak Nizami i dalej szłam uroczymi uliczkami oraz mniej uroczymi, bo zakorkowanymi alejami. Na ulicy Lermontowa o mały włos byłabym wdepnęła w leżącego na środku chodnika kota - tak, był żywy i miał wszystko i wszystkich dookoła głęboko, gdyż spał - a kilka przecznic dalej na parapecie jednego ze sklepów odpoczywał kolejny.


Zbliżenie na Wieże Ognia...



...zielone uliczki i ulice Baku...


...główny deptak Baku...

...i złodziej mojego serca oraz zapewne niejednego plastra kiełbasy, który dał się pogłaskać


Pozytywnie zaskoczyła mnie czystość ulic - od Flame Towers szłam prawie kilometr po nieskazitelnie czystym chodniku poszukując śmietnika, gdyż moja cudowna lemoniada w magiczny sposób wyparowała - przecież tu jest tak gorąco... Swoją drogą trzeba bardzo uważać w Baku na słońce oraz monitorować nawodnienie, tu nie ma czegoś takiego jak "wypiłam za dużo wody". Mimo, iż miejscowi chodzą bez nakryć głowy, dla mnie jest to obowiązkowy element ubioru, ratujący przed udarem i mocno niechcianą wizytą w szpitalu. Nie zaszkodzi również wysmarowanie odkrytych części ciała kremem do opalania.


Stylizowane na orient, a może faktycznie stare (?) wejście do bloku

"Zuzanna lubi je tylko jesienią"


Baku nie wszędzie wygląda tak pięknie, czego dowód mamy na jednym z poniższych zdjęć. Co prawda takie widoki są skrywane przed oczami większości turystów (na najpopularniejszych szlakach wszystko jest czyste, piękne i odremontowane jeśli trzeba), to jednak przypominają o tym, że życie nie jest kolorowe i są ludzie mieszkający nawet w centrum stolicy w dość nieciekawych warunkach.



W drodze powrotnej szłam uliczką ku czci polskich architektów - miło było zobaczyć polski akcent tak daleko od domu, że nas doceniają i pamiętają. Dalej na skwerze poetów moim oczom ukazały się pomnik Nizami Gandżawi, piękna fontanna i budynek ze stojącymi figurami, panteonem azerbejdżańskiej literatury. Zbliżałam się nieuchronnie do dworca 28 Maja, korek rósł, ludzi także zrobiło się więcej i na chodniku trzeba było już uważać, by się z kimś nie zderzyć.



Dowód na to, że jesteśmy wszędzie

Pomnik Nizami


Zasłużeni dla azerbejdżańskiej literatury, trzecia od prawej - Natawan


Do pociągu dotarłam bez problemu, cena biletu zaś przyprawiła mnie o zachwyt - 1.10 AZN, czyli w przeliczeniu całe 2.50 zł za 40 minut podróży w komfortowych warunkach. Swoją drogą, nie ma w azerbejdżańskich pociągach kontroli - bilet skanuje się na bramkach przy wejściu i wyjściu, a panie wewnątrz pociągu sprawdzają jedynie, czy wszyscy pasażerowie mają poprawnie założone maski.



Dworzec 28 Maja

Bilet na trasie Sumgait-Baku i jego zawrotna cena


Niestety, nie udało mi się odwiedzić starego miasta, wolałam nie ryzykować udarem - zostawiam to na oddzielny wpis, który się tu pojawi wkrótce, podobnie jak kilka już nie o Baku; Azerbejdżan to także inne miasta i cuda przyrody.




 
 
 

Comentarios


Post: Blog2 Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

©2020 by Maria Jagodzińska. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page